![]() |
| Stage Fright (1950) |
Marlene
Dietrich wystąpiła w jednym filmie Hitchcocka, ale ich współpraca przeszła do historii. Diwa sceny i ekranu, rzucająca na kolana wszystkich we
własnym zasięgu uwodzicielskim wokalem, kocimi ruchami oraz androgenicznym
wizerunkiem ponownie dowiodła w Tremie niedoścignionego
portretu femme fatale.
Artystka wiązała spore
nadzieje z grą pod okiem mistrza suspensu. Po głośnym rozstaniu z jej mistrzem
Josefem von Sternbergiem w połowie lat 30. XX wieku Dietrich działała na własną
rękę i potrzebowała ugruntowanych twórców kina, aby podtrzymać blask swej żywej
legendy.
Alfred Hitchcock był pełen podziwu dla jej wypracowanego wraz z sukcesem Błękitnego anioła imagu kobiety fatalnej, namiętnej, ale też drapieżnej i skrywającej ogromną siłę. Ta ostatnia prywatnie przejawiała się w antynazistowskiej postawie urodzonej w Berlinie aktorki. "Marlene była w pełni profesjonalną gwiazdą. Była także w pełni profesjonalnym operatorem, kierownikiem artystycznym, montażystą, kostiumologiem, osobą zajmującą się fryzurami i makijażem, kompozytorem, producentem i reżyserem" – podsumowywał w szczerym uznaniu dla jej drobiazgowego pielęgnowania wizerunku oraz znajomości filmowych technik Hitch.
Na planie Tremy reżyser dał Marlene wolną rękę, wierząc w jej intuicję. Ona
jednak nie czuła się komfortowo w takim położeniu. "Strasznie się go
bałam. Dokładnie wiedział, czego chce, co zawsze mi się podoba, tyle że nigdy
nie byłam pewna, czy robię to dobrze", żaliła się gwiazda.
W liście do córki
Marii Rivy pisała zaś o Hitchcocku: "Dziwny, mały człowieczek. Nie lubię
go. Nie mam pojęcia, dlaczego wszyscy uważają go za taką wielkość". I
dodawała krytycznie na temat ich wspólnego obrazu: "Film jest marny – może
to całe jego napięcie pojawia się na etapie montażu, na pewno jednak nie w
trakcie zdjęć".
![]() |
| Marlene Dietrich i Richard Todd w Tremie |
Trema pozostaje dość skromnym, klasycznym kryminałem w dorobku Hitchcocka. Dla samego twórcy film wyróżniał się jednak z dwóch względów: mógł zrealizować go w rodzinnej Anglii, a więc w sentymentalnej otoczce, a w dodatku zagłębić się w środowisko teatralne, które dominuje na ekranie. Śledzimy tu bowiem historię artystki estradowej Charlotte Inwood, której kochanek zostaje oskarżony o zabójstwo jej męża. W niewinność mężczyzny wierzy jego przyjaciółka Eve (w tej roli Jane Wyman), która postanawia rozwikłać tajemnicę morderstwa. Jej podejrzenia padają na samą diwę...
W rozmowie z François Truffautem Hitchcock obarczał winą za komercyjne niepowodzenie produkcji niewyrazisty portret złoczyńcy. Ten z kolei wpłynął na zbyt małe poczucie zagrożenia wśród odbiorców. "Im bardziej udany jest czarny charakter, tym lepszy będzie film. To jest naczelna zasada, tymczasem w tym filmie czarny charakter nie udał się", podsumował reżyser.



